czwartek, 5 maja 2016

Zwierciadło. Próba prozatorska #4.

Wiele razy zastanawiam się co tak naprawdę wiem. O otaczającym świecie, ludziach, o mnie. Gdzie tak naprawdę jestem pomiędzy tym wszystkim? Współczesny świat zakreślają dwie granice - bezgranicznego szczęścia i radości oraz smutku i bólu istnienia. Gdzieś pomiędzy tym jest część przejściowa, ludzi żyjących raz w towarzystwie śmiechu, raz w towarzystwie łez. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim jestem ja. Ale kim tak naprawdę jestem? Chyba sama do końca nie wiem. Doprawdy ciężko jest mi dokonać samooceny w otaczającej mnie rzeczywistości. Raz płaczę, raz się śmieje, to oczywiste. Depresja? Nie, nie mam depresji. Jakichkolwiek zaburzeń psychicznych brak, tak sądzę. Miłość? Jedynie jako obiekt obserwacji i snucia wniosków. Codziennie innych. Czasami nie wiem już czego chcę. Zatrzymuję wtedy czas w moim wyimaginowanym świecie i rozmyślam. Szukam w tym wszystkim sensu. Sens, cóż za drogocenna wartość. Nie, nie, nie. Nie będę rozmyślać nad sensem sensu. W końcu to bezsensu. Haha, śmieję się sama z siebie. Wchodząc na mojego tumblra szybko zauważycie swego rodzaju poukładany chaos. Tak, to cholernie odzwierciedla moją osobę. Z zewnątrz całkiem poukładana dziewczyna, ale wewnątrz bałagan w umyśle. Tak, to właśnie ja. Jak wygląda moje życie? Żyję jak normalna nastolatka, w domu z rodzinką, z którą dogadywanie idzie mi całkiem nieźle. Przyjaciele? Posiadam. Co prawda tych do których mam największe zaufanie znam od nie tak dawna, ale mniejsza o to. Tak zwana druga rodzina, Twitter? Tak, to ten cudowny portal społecznościowy, przez który na moim świadectwie zamiast rzędu piątek i szóstek, górować będzie stopień dostateczny, no i dobry. Ale nie żałuję czasu, którego tam spędzam. Poznaję wielu wspaniałych ludzi itd. A znajomi? Szeroka gama charakterów i osobowości. Nieświadomie dokonuję ich analizy psychologicznej. Niektórych znam lepiej, niektórych gorzej. Jedno wiem na pewno, pozory potrafią cholernie mylić. Codziennie się o tym przekonuję. Im lepiej kogoś poznajesz tym pozorne wrażenie o niej ulega zmianie, często sporej zmianie. 
     Sięgam ręką do półki mieszczącej się obok mojego biurka, zagryzam dolna wargę i otwieram na przypadkowej stronie mój pamiętnik z tamtego roku szkolnego. Moje oczy dostrzegają datę 14 lipca 2011 roku. Automatycznie wykrzywiam moje kąciki ust w nieśmiały uśmiech. Wakacje przed pierwszą klasą liceum. Poszerzam uśmiech. Przed pierwszą, niesamowicie odbiegającą od normy i nieco dziwaczną bym powiedziała. Zamykam zeszyt. Po chwili znów go otwieram. Pierwsza strona. Data 1 wrzesień 2010 rok. Czuję nagle to dziwne uczucie w sercu. To ukłucie, które sprawia, że czuję się źle, bo nie potrafię cofnąć czasu. Czytam fragment wpisu i automatycznie robię facepalm w duchu śmiejąc się z treści wpisu. Przewijam kartki dalej, docieram z powrotem do wpisów z końcówki wakacji, przeglądam zdawkowo. Co dziwniejsze, kiedy czytam wpis pochodzący z ostatniego dnia wakacji w mojej głowie nachalnie przewija się myśl "Boże, to było zanim go poznałam i w ogóle. Kiedy pisałam ten wpis jeszcze nie wiedziałam, że poznam go za niecałe 24 godziny. Gdybym wiedziała kiedy pisałam ten wpis o tym wszystkim co będzie miało miejsce w pierwszej klasie." Dziwne, ale prawdziwe. "Niech prawda nigdy nie odnajdzie maski, by mogła stać się kłamstwem." Kończę wpis takim cytatem, który zresztą jest chyba mojego autorstwa, bo na dole strony widnieje podpis "<me>". Czemu tak napisałam? Nie mam pojęcia. W mojej głowie pojawia się gorączkowo myśl, która wręcz krzyczy: "To przepowiednia!" I faktycznie, szukam w niej śladów dnia dzisiejszego, ale nie potrafię ich znaleźć. Przewijam w końcu na wpis z 1 września 2011, czytam go, po czym przewracam kartkę na drugą stronę i moje oczy dostrzegają datę 2 września 2011. Zamykam oczy, szeroko się uśmiecham i pozwalam powrócić wspomnieniom z pierwszego tygodnia w liceum. Wracam do rzeczywistości i zaczynam czytać wpis. Po chwili znów zamykam oczy, automatycznie zagryzając wargę. Otwieram oczy i wracam do czytania. Kiedy w wpisie pojawia się jego imię znów na moment zamykam oczy. "Jest chyba jedynym normalnym chłopakiem w tej klasie.", czytam. Na końcu wpisu znów zostawiam cytat, który tak bardzo chwyta mnie za serce. Nie chcę płakać, i nie będę. "W dążeniu do swych celów nie zapominaj co jest najważniejsze, kim byłeś i kim jesteś w głębi duszy...", podpisane słowami: Z cyklu mądra ja. Wykrzywiam lewy kącik w półuśmiechu. "Gadaliśmy w czwórkę." Kolejny cytat przypominający mi o już nieistniejących rzeczach. Relacja ja - On - Magda - Paula. Zapowiadała się z nas taka zgrana paczka, no ale... Wyszło jak wyszło, szkoda. Bywa, takie życie. Dochodzę do końca wpisu. W tym samym czasie wspomnienia w mojej głowie znów są żywe. Ogarnia mnie jakieś takie przygnębienie. Nie chciałam, żeby tak to się potoczyło. Naprawdę nie chciałam. Nagle ożywa we mnie myśl "Co by było gdybym teraz wysłała mu ten fragment marnej prozy?" Na razie boję się jakiegokolwiek ryzyka. Nie potrafiłabym mu powiedzieć wprost co czuję, a raczej co zaczęłam czuć do niego nie aż tak dawno. To dziwne, to bardzo dziwne. Nie rozumiem sama siebie, naprawdę nie rozumiem. Podobno zauroczenie trwa 4 miesiące, później można już mówić o prawdziwej miłości. Jak to jest ze mną? Nie mam pojęcia. A jak to jest z Nim? Tak bardzo chciałabym wiedzieć, ale tym bardziej nie mam pojęcia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz